WARIATKA

wariatka

Było biało, cicho i lekko, a jednak jakoś przygnębiająco i smutno. Mimo, że czasami w ciszy, po ośnieżonej drodze przejeżdżał samochód, wydawało mi się, że w całym lesie jestem zupełnie sam.

Pochylone drzewa nad zamarzniętym bagnem. Czarne plamy ziemi rozkopane przez dziki. Kora grubego pnia pięknie przystrojona kępkami śniegu. Długo krążyłem szukając odpowiednich ujęć. Wiele ryzykując, wspiąłem się nawet na strażacką wieżę obserwacyjną. Czułem jednak, że to nie to. Powoli zacząłem wątpić, że tego dnia mi się uda.

Zawsze miałem i nadal mam, specyficzny stosunek do śmierci. To nie tak, że jej wyczekuję. Nie boję się. Nawet trochę jestem ciekaw.

Znalazłem ją wracając, niedaleko samochodu, przypadkiem, a jednak. 

Jadąc dalej wgłąb lasu, dotarłem do Muzeum. Zrozumiałem wtedy, skąd te posępne miny i cisza. Palmiry.

Jak dobrze, że nie byłem tam sam.

INWESTYCJA
JAK PTAK