TAJEMNICA
Właściwie to zdjęcie mógłbym przyciąć do samej kobiety i dzyndzla. Poza tymi punktami przecież nic się nie dzieje. Ba, nawet dzyndzel mógłbym wyciąć i zostałaby Ona w oknie. Mógłbym… tylko po co? Zabrałbym powietrze, którego tu jest i tak mało i te szczegóły. Właściwie nie pamiętam czy przy robieniu zdjęcia miałem czas na myślenie o kompozycji. Wiem, że zależało mi na fali i kobiecie. A dzyndzel? Teraz wiem, że gdyby jego i jego cienia nie było, nie byłoby zdjęcia. Przynajmniej dla mnie.
Fotografia powstała zaraz po przyjeździe do Beni. Towarzysze podróży poszli fotografować mieścinę, wąskie uliczki. Ja zostałem przy rzece, gdzie wiało i sypało piachem w oczy. Wiedziałem, że tak ma być. Nie musiałem długo czekać i daleko iść, by wykonać to zdjęcie. Byłem przygotowany. Ono do mnie podjechało. Autobusem.
Lubię tę fotografię, w ogóle i w szczególe. Za spokój, kurz na szybach i falę na karoserii. Za wgniecenia i rysy na masce, za cienie w zasłonach, no i dzyndzel w odpowiednim miejscu.
Kobieta. Jakby dopiero co się obudziła. Trochę zmęczona, lekko zatroskana? Lubię mierzyć się z nią wzrokiem – może dlatego, że nie widać jej oczu. Wtedy nie byłem tak odważny. Zresztą, nie było czasu, bo autobus przystanął tylko na chwilę.
Może dobrze by było, gdyby coś się tu zadziało. Współczesny reportaż wymaga wielu planów. Przechodzień na pierwszym, dziecko lub przynajmniej pies w następnym oknie, naga pierś albo chociaż kawałek ręki. A tu nic. Sama. Samotna? Może właśnie o to chodzi. By było trochę nudno albo chwila przerwy. A wokół życie, jak fala, jak karoseria z rysami pogięte, jak szyby, których myć nie ma sensu… To wszystko jednak na zewnątrz, intymne życie ukryte za szybą, zasłonami, w cieniu. Tam, skąd słońce na chwilę wydobyło twarz. Wewnątrz. I choćbym wpatrywał się wieczność, ten wzrok nic mi nie wyjaśni…
I pomyśleć, że tego by nie było, gdyby nie było dzyndzla. I słońca. Przynajmniej dla mnie.