WOLNOŚĆ

Jeździłem kilka godzin znudzony monotonnym krajobrazem za oknem. Byłem już tu kiedyś i tak samo się nudziłem. Cysterny z wodą, łaty śniegu, chmurne bezludzie. Niskie drzewa owocowe w rzędach, powykrzywiane, bezlistne, niczym jeńcy wracający po pracy do obozu. Poczułem olbrzymią ulgę, gdy wreszcie wyjechałem na trasę. Jakąż odmianą były pędzące samochody i nisko szybujące ptaki.

Będąc jeszcze chłopcem jeździłem raz do roku pociągiem z Ełku do Jasła. Na wakacje do babci i z powrotem. Siedząc z nosem przy szybie, obserwując przemykające za oknem krajobrazy, myślałem, że coś jest nie tak. Nie wiem skąd się to brało, dowodów nie miałem, więc i pewności nie było. Odnosiłem wrażenie, że wszystko co widzę, jest jedną wielką atrapą, zaplanowaną mistyfikacją. Na dodatek, przygotowaną specjalnie dla mnie.

Krocząc po śniegu i rozmiękłej glinie szukałem kadru, który w pełni by mnie zadowolił. Ostatecznie zrezygnowałem z wyjścia. Wybrałem morze i ptaki.

 

POKRAKA
INWESTYCJA