NA PAMIĄTKĘ SPOTKANIA

foliokwiat

Od rana mnie nosiło. Chciałem uciec. Gdzieś, gdzie więcej przestrzeni, powietrza, wiatru i chmur. Przed siebie, bez celu, na oślep. Bo mnie rozniesie, bo oszaleję.

Niskie chmury bez deszczu, wiatr. Idealna pogoda na moje zdjęcia. A ja na tych cholernych zakupach. Wbrew sobie, z nurtem obowiązków. Jadąc Trasą Łazienkowską zobaczyłem zbierające się ciemne chmury i stado ptaków krążących nad tunelem. Mocne zdjęcie. Byłoby, gdybym zatrzymał się wtedy na środku jezdni.

Do domu dotarłem późnym popołudniem. Nie odezwałem się, zostawiłem rzeczy i wybyłem. Stanąłem dopiero w drodze powrotnej, tuż przy wjeździe do miasta. Tam, gdzie wiatr gonił po polu wielką folię. Pobiegłem za nią. Zatrzymała się, nie krępowała moją obecnością. Gdy powoli zapełniałem klatki negatywu, oddychałem już głęboko i spokojnie.

Wywołany po kilku miesiącach film ukazał kadr, który zaskoczył me wspomnienia.

Ostatnio robiłem zdjęcia w studio. Przed obiektywem stawali ludzie, którzy schudli po stosowaniu specjalnej diety. Były przemiany i było pięknie. Prawie tak pięknie jak wtedy, z nią.

 

PRZERWA
BRUDNA HISTORIA