CUD

Do mieszkania z widokiem na jezioro wleciał niegdyś wróbel. Latał wokół lampy, z głową przy suficie. Wszyscy dobrze się bawili, do momentu gdy na suficie zauważyliśmy ślady krwi.

Właściwie kończyłem projekt, ostatni dzień w drodze torami do Kalinowa. Ciepło, przez chwilę jak w lecie prawie choć to marzec, wysoki nasyp, cmentarz na górce, podmyte tory, zając. Kiedy pomyślałem, że może warto skierować aparat ku chmurom stała się rzecz straszna. W polu widzenia pojawił się klucz ptaków lecący wprost na mnie. Aparat w torbie, ekspozycja nie ustawiona, film do zmiany. Zrobiłem zdjęcie, ale właściwie lepiej jakbym tylko patrzył. Nie po to tu jestem, by właśnie takie chwile utrwalać? Ganiłem sam siebie w niedowierzaniu potrząsając głową. Jak można coś takiego spieprzyć?

I kiedy tak szedłem i kląłem nawet całkiem głośno, wtedy właśnie się zdarzył. Trzy klucze na raz, obok siebie, dokładnie nade mną.

HERKULES
SAM